środa, 7 sierpnia 2013

1.1 Początek

   Pierwsze nacięcie i pojawia się wąska czerwona linia. Drugie nacięcie i krew powoli kapie drobnymi kroplami na zimne płytki łazienkowe. Trzecie nacięcie przynosi niewyobrażalną ulgę i uspokaja moje skołatane nerwy. Sprawia, że zapominam o swoich problemach. Patrzę zahipnotyzowana na krew cieknącą z mojego nadgarstka. Kap, kap, kap. Kap.. kap.. kap.. Kap…. kap.… kap. Krople spadają na kafelki w coraz większych odstępach czasu, a ja nadal jak w transie wpatruję się w szmaragdową ciecz.
    W końcu ocknęłam się. Skończę ze sobą, ale jeszcze nie teraz. Muszę zostać z Jane, ona mnie potrzebuje. Wstałam z klęczek, podeszłam do lustra oprawionego w mosiężną ramę i stwierdziłam, że wyglądam tragicznie. Włosy potargane, sterczące na wszystkie strony, skóra blada, jakby nigdy nie widziała słońca i wychudzone, zapadnięte policzki, podkrążone oczy. Do tego rozmazany na policzkach czarny tusz do rzęs. To wszystko sprawiało, że wyglądałam jak połączenie Samary Morgan i Krwawej Mary w jednej osobie.
   Odłożyłam żyletkę na umywalkę i odkręciłam kran, po czym polałam krwawiącą jeszcze delikatnie rękę, sycząc przy tym z bólu. Wyciągnęłam z szafki wodę utlenioną i nalałam na ranę ponownie sycząc przez zaciśnięte zęby. Z drugiej szafki wyjęłam bandaż i założyłam opatrunek na lewą rękę, po czym umyłam dokładnie twarz wodą.
    Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dla mnie – łazienka, jak to łazienka. Ale dla innych byłby to szczyt luksusu. Ja nie zwracałam uwagi na bogactwa, w których się obracałam, wolałam skromniejsze życie. Nie chciałam tylu pokojówek, ogrodników, kucharek. Przecież gdyby wszystko działało jak należy nie musielibyśmy nikogo zatrudniać. Sami byśmy sobie poradzili ze sprzątaniem, gotowaniem i pielęgnowaniem ogrodu. No ale rodzice już nie mieli na co wydawać pieniędzy. Zamiast oddawać na różne akcje charytatywne oni woleli przeznaczać je na zatrudnianie kolejnych pracowników, lub kupno nowego domu, albo ubrań i tego typu rzeczy, których mieliśmy pod dostatkiem.
    Moje życie jednak jest beznadziejne – pomyślałam ponuro czesząc skołtunione włosy. – Z rodzicami nie układa mi się za dobrze. Co ja mówię? Z nimi w ogóle mi się nie układa. Odkąd pamiętam dla nich liczyła się tylko praca i pieniądze. Wychowałam się sama, nie licząc tysięcy opiekunek, które przewinęły się przez nasz dom, gdy dorastałam. Rodzice byli zbyt zajęci by się mną opiekować. Nigdy nie powiedzieli mi, że mnie nie chcą, ale ja to czułam w ich zachowania, spojrzeniu. Nienawiść.
    Jedynym powodem dla którego żyję jest Jane – moja mała siostra. Kocham ją jak nikogo innego, zrobiłabym dla niej dosłownie wszystko. Jest dla mnie najważniejsza, dzięki niej odrywam się d swojej szarej rzeczywistości. Ona także nie ma barwnego życia, rodzice traktują ją tak samo jak mnie. Między nami jest tylko jedna różnica – wiek. Jane ma 9 lat. Pomijając ten szczegół jesteśmy takie same. Tak samo chamskie, tak samo wredne, tak samo irytujące, tak samo zimne, nieczułe i obojętne. Nie mamy przyjaciół, ludzie wolą nas unikać. W szkole też nie mamy życia. Dzieci z klasy Jane dokuczają jej, ponieważ zawsze chodzi wszędzie sama, do nikogo się nie odzywa. Czasem siostra w takich momentach pokazuje swoje złe oblicze, przez co często ląduje u dyrektora. Ludzie z mojej klasy też mnie nie lubią. Zachowuję się tak jak Jane. Jestem przez to wytykana palcami, gnębiona.  Ale ja się nie zmienię. Nigdy nie będę normalną, grzeczną nastolatką, to nie leży w mojej naturze.
   Posprzątałam podłogę i wyszłam z łazienki cicho zamykając za sobą drzwi. W całym domu panowała cisza, przerywana od czasu do czasu szczekającymi w pobliżu psami. Na korytarzu panował przyjemny chłodek, co w niewyobrażalnie gorące lipcowe popołudnia było zbawieniem dla zmęczonego ciała. Była godzina 16, mama powinna wrócić do domu między 22, a 23. O ile w ogóle wróci. Bywała w domu tylko po to, żeby spać. Po całym dniu pracy przychodziła do domu i po prostu zasypiała, by następnego dnia o świcie zebrać się i na nowo biec do pracy. Była kimś w rodzaju menadżera. Pracowała dla największych gwiazd, między innymi Jennifer Lopez, czy Rihanna.
   Tata przebywał w domu raz na tydzień. Tylko weekendy. Był właścicielem sieci Starbucks. Pracował na okrągło. W związku z pracą obojga rodziców to na mnie spadało wychowywanie Jane. Nie to, że miałam tego dosyć, tylko odczuwałam żal, że dziewczynka nie zaznała miłości rodziców.
   Poszłam w kierunku pokoju siostry, podeszłam do drzwi i je uchyliłam. Leżała na swoim ogromnym kremowym łóżku, pokrytym lawendowym przykryciem. Łóżko zajmowało centralną część pokoju, obok niego stał mały stoliczek. Po lewej stronie pokoju stała ogromna biała szafa. Na przeciwległej ścianie stało kremowe biurko z dostawionym do niego krzesłem, w kolorze pudrowego różu. Ściany miały identyczny odcień.
    Jane leżała na łóżku czytając jakąś książkę, a obok niej na stoliku stała filiżanka z – jak się domyślam – herbatą. Gdy mnie zobaczyła momentalnie odłożyła na bok czytaną książkę. Jej wzrok skierował się na moją pokrytą bandażem rękę.
- Mama? – bardziej stwierdziła niż zapytała. Pokiwałam głową. Ona wiedziała, ona wszystko wiedziała. Mama zadzwoniła do mnie godzinę temu i oznajmiła, że nie będzie jej cały miesiąc. Gdy spytałam o powód jej nieobecności odpowiedziała chłodnym tonem, że nie powinno mnie to interesować. Wtedy powiedziałam, że mnie to naprawdę interesuję, a ona odpowiedziała, że nie jestem godna, by wiedzieć o co chodzi. Wściekłam się. A kto by się nie wściekł?
    Nie zauważyłam, ze z moich oczu na nowo lecą łzy, dopóki Jane nie otarła ich z moich policzków swoimi chudymi paluszkami.
- Nie przejmuj się – powiedziała. – To już nie ma znaczenia, ona nie jest tego warta.
- Już nie będę – obiecałam wtulając się w jej drobne ciałko. – Może pójdziemy na lody? – zapytałam po chwili milczenia, gdy Jane już się odsunęła. Wiedziałam, że dziewczynka uwielbia lody w każdej postaci.
- No jak nie, jak tak! – wykrzyknęła, rzucając się na mnie, co spowodowało bolesny upadek na podłogę. Jednak nie tak bolesny jak mogłoby się wydawać. W tym momencie byłam wdzięczna psychice dziewczynki, która uważała, że pokój w którym nie ma mega puchowego dywanu nie jest jej godny.
- Dzięki tobie będę miała złamany kręgosłup i będę musiała chodzić w gorsecie ortopedycznym do końca mojego nędznego i samotnego życia – skrzywiłam się nieznacznie. - Chociaż jeśli nie będę mieć męża – zawiesiłam się. Jest to bardzo prawdopodobne, zważywszy na mój charakter. Chłopcy nie zwracają na mnie szczególnej uwagi pomimo, jak to mówi Jane, mojej nieziemskiej urody. Sratatata. – to nie muszę ładnie wyglądać więc sobie po mnie skacz ile wlezie – dokończyłam, na co dziewczynka roześmiała się perliście. Momentalnie mój zły nastrój prysnął jak bańka mydlana. Przy Jane zawsze byłam szczęśliwa, ta mała istotka potrafiła zmienić mój nastrój diametralnie. Patrząc na nią wiedziałam, że mam dla kogo żyć.
 - To poczekaj, skoczę po pieniądze – powiedziała zrzucając z siebie siostrę. – A ty weź się uczesz – rzuciłam spoglądając na jej fryzurę, która wyglądała jakby strzelił w nią piorun. Jej kudły sterczały na wszystkie strony.
- Nie znasz się. To – wskazała palcem na swoje włosy – jest artystyczny nieład.
- W takim razie artystką to ty nie zostaniesz – stwierdziłam wychodząc z pokoju. Za sobą usłyszałam jedynie oburzone fuknięcie Jane.
     
                                           ***

- Jaki smak? – zapytała znudzonym tonem sprzedawczyni w budce z lodami. Nie dziwię się jej, ja nie wytrzymałabym całego dnia stojąc w upale i obsługując bandę rozwścieczonych, a także niekiedy i wybrednych małolatów.
- Jane? Co wybierasz? – zapytałam dziewczynkę stojącą obok mnie.
- Niech będą jagodowe, ciasteczkowe i karmelowe. Zdecydowała pewnym głosem siostra. Wpatrywała się z zaciekawieniem w około 60-letnią kobietę, która nakładała do wafelka lody specjalną łyżką. Nie wiem czemu, ale od dziecka obydwie byłyśmy z zamiłowania obserwatorkami kobiet, lub mężczyzn, którzy nakładali lody łyżkami do wafelków. Do dziś z tego nie wyrosłam, więc przed zieloną budką na środku parku stała znudzona staruszka i dwie świernięte dziewczyny, które jak zahipnotyzowane wpatrywały się kobiecie w ręce. Nasze jakże fascynujące zajęcie przerwało się w chwili, gdy sprzedawczyni podała Jane jej porcję lodów. Dziewczynka grzecznie podziękowała i przybliżyła wafelek do twarzy lekko zezując. Zmarszczyła brwi i wpatrywała się w coś na swoim lodzie. Po chwili jej ocz zabłysnęły zrozumieniem, a na twarz wypełznął uśmiech.
- Mam prawdziwą jagodę! – krzyknęła wyraźnie tym faktem uradowana. Sprzedawczyni wywróciła oczami, a dziewczynka nie zwlekając ani chwili dłużej wzięła jedną z plastikowych łyżeczek i zanurzyła w swoim lodzie. Po dwóch sekundach łyżeczka wraz z fragmentem fioletowej substancji i dorodną jagodą na samym jej szczycie wędrowała w kierunku buzi Jane.
- A dla pani jaki smak? – staruszka zwróciła się do mnie, zupełnie ignorując poczynania dziewczynki.
- Poproszę karmelowy, bananowy i pistacjowy – powiedziałam.
- Proszę – podała mi moją porcję – To będzie razem 3 funty.
   Zapłaciłam, po czym udałyśmy się w głąb parku. Panował tu przyjemny chłód, drzewa stanowiły idealną kryjówkę przed natarczywie świecącym słońcem. Przeszłyśmy kawałek po betonowej ścieżce, po czym usiadłyśmy na brązowej ławce. Wsłuchiwałyśmy się w odgłosy natury. Grupka nastolatków jeździła na deskorolkach w sąsiedniej uliczce na wprost nas. Obok, dwie około 13 – letnie dziewczynki jeździły na rolkach, niedaleko za nimi szła starsza pani z jamnikiem na smyczy. Jednym słowem zwykłe, letnie popołudnie pozbawione niechcianych wrażeń.
- Julie? – z mojego błogiego stanu wyrwał mnie głos Jane.
- Hym? - mruknęłam, nie siląc się na coś więcej. Spoglądałam na nią spod pół przymkniętych powiek.
- Wiesz, że ciocia Kate przyjeżdża do nas jutro? – młoda spojrzała na mnie czujnie.
- No tak – odpowiedziałam. Jednak dopiero po chwili dotarło do mnie znaczenie jej słów. – Co? – poderwałam się na równe nogi przy okazji upuszczając trzymanego w dłoni loda. – Dlaczego ja o niczym nie wiem? – spytałam rozhisteryzowana. Mój błogi stan poszedł w niepamięć.
- Ciocia dzwoniła dzisiaj rano, ale ty spałaś. Wiesz – spiorunowała mnie wzrokiem – gdybyś nie wstawała tak późno, to nie byłabyś aż tak zacofana.
- Przestań z tym zacofaniem! – fuknęłam. – Po co przyjeżdża? – spytałam.
- Nie wiem. Mówiła, że ma dla nas jakąś niespodziankę – Jane przewróciła teatralnie oczami.
- Kurde – szepnęłam.
  Ciocia Kate była siostrą naszej mamy i słynęła ze swojego zamiłowania do porządku, estetyki i perfekcjonizmu. Uważała, że szanującej się nastolatce, czy kobiecie nie przystoi chodzić w spodniach, czy – nie daj Boże! – w bluzie. Ani jedna rzecz nie powinna być nie na swoim miejscu, ponieważ to zaburzało harmonię pomieszczenia. Pyłek kurzu nie miał prawa istnieć w jej idealnym świecie. Wizyty ciotki były dla nas istną męczarnią. Zmuszała nas do noszenia sukienek. Nie to, że w nich chodziłyśmy. Po prostu samo wykłócanie się o to było męczące.  I tak zawsze chodziłyśmy w dresach, żeby bardziej wkurzyć ciotkę. W sumie było nawet zabawnie, ale i tak oddychałyśmy z ulgą, gdy ciotka wyjeżdżała.
- Musimy przetrwać tą wizytę – powiedziała Jane gryząc ostatni kawałek wafelka.
- Razem damy radę – uśmiechnęłam się do dziewczynki i mocno przytuliłam. Jak dobrze, że ją mam…
                
                                               *** 

- Chłodno się robi – zauważyła Jane, gdy wracałyśmy do domu. Było już grubo po 20. Przechodziłyśmy właśnie jedną z tych ciasnych, ciemnych i obskurnych uliczek.
- Za chwilę będziemy w domu. I tak idziemy na skróty. – powiedziałam sama czując gęsią skórkę na powierzchni ciała. Nie była ona jednak spowodowana tylko chłodem. Zawsze miałam dreszcze, gdy przechodziłam akurat tą uliczką. Była ona pełna podejrzanych typków, śmierdziało tu zgniłym jedzeniem, piwem i papierosami. Błee. W dodatku czułam teraz jakby ktoś nas śledził. Powoli zaczynałam żałować, że wybrałam tą, a nie inną drogę.
- Julie – dziewczynka pociągnęła mnie za rękę, szepcząc drżącym głosem – ktoś za nami idzie.
   Odwróciłam się delikatnie i ujrzałam wysokiego chłopaka. Był ubrany na ciemno. Zbliżał się w naszą stronę szybkim krokiem. Spojrzałam przed siebie. Do wylotu uliczki zostało niedaleko. Gdybyśmy się pospieszyły, to dałybyśmy radę uciec.
   Nie odwracając się ponownie, ruszyłam szybszym krokiem. Jane chyba zrozumiała moje zamiary, ponieważ także przyspieszyła. Jednak niestety odgłos stóp naszego prześladowcy nieubłaganie przybliżał się. I to w bardzo szybkim tempie. Przerażona zaczęłam biec, ciągnąc Jane za rękę. Starałam się zwiększyć odległość między nami a nim. Usłyszałam cichy chichot tego kolesia, był blisko. Nasza sytuacja przypominała zabawę w kotka i myszkę. My uciekałyśmy przerażone, a on najwyraźniej świetnie się bawił. Czerpie z tego przyjemność – pomyślałam, – karmi się naszym strachem.
   Zrozumiałam, że przegrałyśmy w chwili, gdy usłyszałam ponownie jego chrapliwy śmiech tuż za plecami. Chwilę potem poczułam mocny i bolesny uścisk na nadgarstku.
 - Jane, uciekaj! – zdążyłam jeszcze krzyknąć, puszczając dłoń dziewczynki, zanim chłopak zatkał mi usta ręką. Przycisnął mnie do muru tak, że ledwo oddychałam. Kątem oka zobaczyłam jak Jane znika w wylocie uliczki. Ulżyło mi. Przynajmniej ona jest bezpieczna.  Jednak moje tragiczne położenie przypomniał mi chłopak, który wolną ręką obmacywał moje uda.
 - To się zabawimy – szepnął, chuchając mi prosto w twarz.

od autorki: Tak, wiem. Niezbyt dużo dzieje się w tym rozdziale, no ale jest. Nie zrażajcie się jeszcze. Akcja się rozkręci. Przez następne dwa rozdziały będzie więcej akcji. Potem akcja się zupełnie rozkręci. Przynajmniej taki mam plan :P Dziękuję za te 7 komentarzy pod prologiem. Powiem szczerze, że się nie spodziewałam ;) Kocham Was! <3
Mam też prośbę. Jeśli czytacie tego bloga, to zaznaczcie "czytam" w ankiecie po prawej stronie. Dobrze? Jak komuś się nie chce komentować, to niech chociaż zaznaczy! <3



13 komentarzy:

  1. Ty chyba żartujesz że tu nie ma akcjii :o
    Ten rozdział jest SUPER ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Już czekam na następny!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. [SPAM]

    Myślisz, że jest to kolejne romansidło o wielkiej miłości, słodkiej niczym miód od której można się porzygać? Jeśli tak, to powiem krótko- nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. Jest to opowiadanie o rozterkach, miłości, cierpieniu, smutku, kłamstwie, problemach i barierach trudnych do przeskoczenia. Ale czy się uda? Czy bohaterki odnajdą sens swojego życia i uporają się z przeciwnościami losu? Czy nie będzie za późno? Czy się nie pozabijają nawzajem mimo łączącej ich przyjaźni? Czy nadal będą dla siebie najważniejsze na świecie? Co się takiego stanie?

    Odpowiedzi na te wszystkie pytania możesz znaleźć tylko i wyłącznie tutaj: http://this-is-for-you-darling.blogspot.com/

    Zajrzyj, jeśli Ci się spodoba- zostaw po sobie ślad Twojej obecności, jeśli nie- kliknij na czerwony krzyżyk i zamknij tą kartę. Liczymy na Twoją obecność.

    P.S. Nie jest to kolejne fan fiction związane z One Direction, The Wanted lub Justinem Bieberem.

    Serdecznie zapraszam i pozdrawiam! ;)
    Patt. (tobewithyounathan.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem dlaczego Ale śmiałam się z tego 'kap, kap, kap'
    Czekam na kolejny rozdział
    Becca xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, mieszanina odczuć i emocji, a dodatkowo taka akcja na koniec. Już jestem fanką tego opowiadania.

    http://because-it-can-get-dangerous.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. SUPER! czekam na next ;d

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział czekam na następny! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Super! Nie mogę się doczekać nexta :)

    PS: Zapraszam : http://fanfiction-ann.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam ! ;D
    Dawaj nexta bo jestem niecierpliwa haha ;D
    Pozdrawiam Bella♥

    zapraszam na:
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapowiada się ciekawie. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą równie dobre co ten ^^

    ***

    Tyle z nas marzy, aby związać się z naszymi Idolami. Fantazjujemy na temat naszych relacji z nimi. Wytwarzamy bajki, które nigdy nie miałyby miejsca w reali, ale i tak robimy to ze świadomością.
    A zastanawialiście się kiedyś jak tak naprawdę wygląda związek sławnego chłopaka z zwykłą dziewczyną, takie jak my ?
    Cascada Wonder jest szaleńczo zakochana w Ideale nastolatek na całym świecie, w Harrym Stylesie. Wie, ze chłopak jest dla niej wszystkim i łączy ich silna więź. Jednak czy to wystarczy, aby ich związek przetrwał ?
    Koncerty, wywiady, spotkania z fanami, plotki, zazdrość, intrygi, brak wolnego czasu.
    Czy Cascada da radę znieść te wszystkie rzeczy ? Czy da radę przez to wszystko przejść ? Czy podda się i pozwoli Harremu odejść ?
    Czy Cascada jest na tyle silna, aby unieść brzemię partnerki jednego z najbardziej popularnego boy`s bandu - Harrego ?
    Wszystkiego dowiesz się na :
    + http://choice-between-love-and-happy.blogspot.com/

    Shana.

    OdpowiedzUsuń
  11. jej! Cudny *.*
    masz talent :*
    czekam na next :*
    Kamila :*

    OdpowiedzUsuń
  12. JESTEM TU 1 RAZ I WOW , STRONA ROBI WRAZENIE ;) Mogłabyś skomentować najnowszy, pierwszy rozdział mojego opowiadania o Lily i Jamesie? Bo nie wiem czy dalej to pisać... Czy może zostać tylko przy rozdziałach o Elenie? :) http://kronikizakrecenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń